niedziela, 29 maja 2016

A dziś za późno, nie umiem tak głośno krzyczeć, żebyście tam gdzie jesteście mogli mnie usłyszeć.

Jakubie,
to nie jest mój pierwszy list do Ciebie po twojej śmierci... Pierwszy jednak, który ujrzy światło dzienne... Pierwszy, który mam odwagę napisać w tej formie. Pierwszy, który nie będzie w pełni poświęcony tobie i mnie... Kolejny jednak, przy którym uronię łzę.
Kochany, pamiętam dzień, gdy zadzwonił ten telefon po raz pierwszy. Byliśmy razem u twojej babci. Telefon, którego nigdy się nie spodziewaliśmy... Telefon, który miał nieodwracalnie zmienić całe nasze życie... Twoje na pewno... Dzień, w którym zginął nasz Piotrek.. To była pierwsza osoba, którą w tamtym czasie przyszło mi stracić. Był moim przyjacielem, ale nie był najważniejszy... Po prostu był. Tamtego dnia zaczęliśmy się rozpadać... My wszyscy, cała nasza paczka.
Potem rozpadałam się tylko ja... Najpierw dziadek, który nigdy nie był mi bliski, jednak patrząc na znikająca mamę, rozpadaliśmy się wszyscy...
Choroba mojej babci... Wtedy rozpadłam się naprawdę... Po raz pierwszy. Moja ukochana babcinka... Pamiętam, jak trzymałeś mnie za rękę... Jak byłeś... Po prostu. Niczego nie oczekując w zamian... Rozpadałam się kawałek po kawałeczku... Patrząc jak najważniejsza kobieta w moim życiu umiera każdego dnia, dzień po dniu. Jej świadomość choroby, stanu w jakim się znajduje... Najgorsze, co może spotkać człowieka, to sprawna głowa przy nogach, które odmawiają posłuszeństwa... Byłeś, gdy nie prosiłam. Dziękuję. Wtedy zaczęłam tonąć. Ona... Jej śmierć była początkiem mojego końca. Prywatnego końca świata. Smak jej pierogów zapamiętam na zawsze... Moje nigdy takie nie są i nie będą. Zupa mleczna, choć mleka nie lubię. Świadomość, że nigdy nie będę mogła do niej przyjść i usiąść na kolanach i opowiedzieć jej wszystkiego... Wtedy zaczęłam przestawać być sobą... Teraz to wiem...
Potem straciliśmy twojego tatę... Wiem, jak było Ci ciężko, choć nie mogę powiedzieć, że wiem, co wtedy czułeś... Nie straciłam nigdy rodzica... Alina rozpadała się każdego dnia, a ty poświęcałeś jej każda swoją wolną chwile. Dzisiaj ci za to dziękuję. To pomogło nam, gdy zabrakło Ciebie. Twoja siła musiała przejść na mnie... Teraz zbiera nas ona.
Potem... Potem nie było już nic... Bo nie było ciebie.... Odszedłeś. Nie pamiętam wiele z tego okresu. Nie mieliśmy szans się pożegnać... I tego chyba najbardziej jest mi żal. Nie mogłam się przygotować... Nie miał kto trzymać mnie za rękę... Głaskać po głowie i postawić na nogi... Dopiero teraz dociera do mnie to wszystko... Po trzech latach... Wtedy też rozpadliśmy się do końca. I do dzisiaj się nie pozbieraliśmy. Dziś szalona paczka z Jackowskiego już nie istnieje... Rozjechała się po świecie... Dopiero teraz jestem w stanie myśleć,  pomagają mi dwie historie. Dziękuję dziewczynom, gdyż swoją twórczością przywołują mnie wreszcie do życia. Życia, które po twojej śmierci przestało mieć znaczenia. Ja nie żyłam trzy lata, ja wegetowałam, oddychałam, ale nie żyłam. Zabrałeś mnie ze sobą, zostawiając moje ciało na ziemi. Jest tyle rzeczy, których nie zdążyłam ci powiedzieć. Ale to już było... To jest tylko nasze...
Nie było Cię przy kolejnych stratach. Jędrek... Nasz wspólny kompan, choć bardziej mój niż twój. Miał tylko dwadzieścia kilka lat... Nie ma go już... Nie znałam bardziej żywiołowego, kochającego życie człowieka. Oddany swojej pasji na milion procent. Wszędzie było go pełno. Już go nie ma... Została tylko pustka... Cholerna nie do zapełnienia pustka...Nie trzymałeś mnie za rękę, gdy walczyliśmy o niego. Nie trzymałeś mnie za rękę, gdy go żegnaliśmyByłam sama, połamana, bezsilna. Trzeba być cudownym człowiekiem, by w momencie śmierci jedynego dziecka, prosić o pomoc dla innych...
I wczoraj... Ostatnie bezsensowne odejście w moim życiu... Nie dotyczy mnie bezpośrednio... Nie znałam go, ale mogąc doświadczyć piękna żużla, mając z nim kontakt, czuje się choć dzisiaj częścią tej cierpiącej rodziny... Bo dziś wszyscy są razem. Ale nie mogą się pozbierać... Nie mogę. Pasja zabija... Prawda. Ale bez niej nie da się żyć... Jeśli coś kochasz, jesteś gotowy oddać za to życie.  Prawda? Miał przed sobą całe życie... Miał pewnie marzenia, plany, cele... Miał... Już go nie ma..  A ci, co zostali? Rozsypali się... I to jest jedyna rzecz, którą rozumiem... Którą jestem w stanie zrozumieć...
Jakubie, mam nadzieję, że tworzycie tam ekipę na miarę naszej. Mam nadzieję, że jesteście tam bardziej potrzebni, niż tu. Mam nadzieję, szykujecie tam miejsce dla nas. Nam nadzieję, że nie szalejesz tam za bardzo. Zazdroszczę ci, że jadasz pierogi mojej babci, zazdroszczę ci, że grasz w pokera z Piotrusiem i go ogrywasz. Zazdroszczę ci, każdej imprezy ze Stjupem. Zazdroszczę ci, że kręcone kółka Krystiana oglądać będziecie już tylko wy.
Chce wierzyć, że to wszystko ma jakiś sens. Jakikolwiek i że kiedyś go zobaczę. Jeszcze nie widzę i nie jestem pewna, czy chce widzieć. Chce wierzyć, że gdzieś jednak jesteście. Że nie odeszliście w nicość. Przecież nie mogliście się po prostu rozpłynąć. Kiedyś jeszcze się spotkamy, prawda?
Nie mogliście odejść bez powodu... Nie mogliście tak po prostu odejść... Nie mogliście odejść, zostawiając nas cierpiących bez wyraźnego powodu... Nas kochających i rozpadających się dzień po dniu...

PS Opiekujcie się tam nim... 

PPS Dzisiaj znów patrzę w okno... Ale wiem już, że skok nic nie daje. Czekaj...

***********
Nie, to nie jest powrót... Musiałam.
Przepraszam...
rudap.

wtorek, 17 maja 2016

Była zła...

Kwiecień 2016
Była na niego zła. Nigdy w życiu nie była jeszcze tak na kogoś zła. Za wszystko. Począwszy od pojawienia się jego w jej życiu, przez małżeństwo, do którego ją zmusił, po śmierć, której nie zaplanowali. Była na niego zła. Potwornie zła. Najbardziej nie mogła zrozumieć tego, że ją zostawił. Był najbliższym człowiekiem w jej życiu. Prawdziwym przyjacielem, ukochanym człowiekiem, czułym kochankiem. Najważniejszą osobą w jej życiu. Pozwolił jej uwierzyć w szczęście, w odmieniony los, a potem po prostu ją zostawił. Była zła za jego nieodpowiedzialność, bezmyślność, głupotę... Była zła, że wsiadł do tego samochodu... Że kiedykolwiek pomyślał o jego prowadzeniu... Była na niego zła, za każde niewypowiedziane słowo. To, które on nie powiedział i to, którego ona nie zdążyła wymówić. Była za każde uczucie, którym ją obdarzył i którym ona obdarzyła jego. Za każdą prawdę wypowiedzianą i tym bardziej niewypowiedzianą. Za każdy uśmiech, szczery śmiech i każdą łzę... Za każdy dzień w jego ramionach i każdą osobną noc na drugim końcu ich świata. Za każdą pamięć i niepamięć. Za każdą wiarę i niewiarę. Za każdą nadzieję i jej brak. Była na niego zła, że złamał każdą ze swoich obietnic. A najbardziej zła na jego miłość, bo już jej nie czuła, choć obiecał, że czuć będzie zawsze... 

Była zła na siebie. Najbardziej. Bo nie była, choć powinna. Bo zostawiła go w momencie, gdy zostawić go nie mogła. Była zła, bo nie umiała kochać go prosto. Była skomplikowana i swoją skomplikowatość przenosiła na każdy aspekt swojego życia. Była zła, gdyż wydawało jej się, że nie może mu dać wszystkiego. Ona chciała tylko jego i wolności. Nie zauważyła, iż on był jej wolności i o to również była zła. Była zła na siebie, bo nie było jej wtedy, gdy najbardziej jej potrzebował. Była zła, bo zawsze musiała postawić na swoim. Więc wyjechała zostawiając go samego. Była zła na siebie. Nie mogła zrozumieć, dlaczego nie powiedziała mu wszystkiego? Dlaczego zataiła tyle rzeczy? Dlaczego wciąż uciekała i czekała na lepszy moment? Moment, który i tak de facto nigdy nie nadszedł. Była zła na siebie za stracone szanse. Była zła, bo wreszcie była sama i już wiedziała, że tylko on mógłby być. Nikogo innego nie potrzebowała. Była zła na siebie za niepamiętanie. Ostatniego miesiąca, ostatniego dnia, ostatniego telefonu. Za nic nie mogła przypomnieć sobie, czy się pożegnała. Za nic nie mogła przypomnieć sobie, co mu powiedziała. Za nic nie mogła znaleźć momenty, w którym zapomniała powiedzieć mu o powrocie. Chciała skończyć artykuł i wrócić. Na zawsze. By już zawsze być w jego ramionach. Była zła za swój spokój i obojętność... Za nie możność okazania emocji... Za nieumiejętność płaczu... Za odwróconą żałobę... Była zła na siebie za swoją chorą walkę o niemożliwe tracąc przy tym wszystko, co naprawdę ważne było w życiu. Była zła, bo pozwoliła odejść jedynej osobie, którą chciała zawsze mieć przy sobie...

Była zła na jego matkę... Za to, że nigdy nie była wystarczająco dobra dla jej syna. Za próbowanie zgarnięcia go na własność. Była zła na Alinę za miłość, którą obdarzyła jej Jakuba. Była zła na matkę mężczyzny, którego kochała całe życie z powodu czasu, który dany był im. Jej dany był zdecydowanie krótszy. Za krótki. Była zła na Alinę za wmówienie jej wyłączności do cierpienie. Za zmuszenie do pójścia do psychiatry. Za nakazanie ułożenia sobie życia od nowa, a jednak ciągłego patrzenia jej na ręce, czy nie za szybko zaczęła żyć. Była zła na teściową za próby wejścia w ich życie. Za ciągłą kontrolę. Za walkę, której powinny sobie oszczędzić... Za zrozumienia za późno. Za miłości, którą powinna ją obdarzyć lata temu... Była zła, bo najważniejsza kobieta jej syna, zaakceptowała ją jako synową lata za późno...

Była zła na Przemka, za jego nieobecność... Za wyparcie... Za próby usprawiedliwienia... Za próby cofnięcia czasu, którego cofnąć się nie da. Za pozwolenie, którego dać nigdy nie powinien. Za życie, którego doświadczył ponownie. Nie należało mu się. Ale nie mogła mu tego powiedzieć. Nie mogła powiedzieć mu, jak bardzo jest zła na to, że wciąż jeszcze życie. Była zła, że to nie on zginął... Nie on prowadził ten pieprzony samochód... Była zła, bo wciąż był... żył... istniał... Ona już tylko wegetowała... Była na niego zła, bo zrobił z siebie kozła ofiarnego... Była na niego zła, bo wciąż była zła na Jakuba... i na siebie... Była zła, bo za bardzo przypominał jej Jakuba. Była zła, bo tylko tak mogła podtrzymać w sobie wyrzuty sumienia...

Była zła na Ewę, Pawła i Lenę... Za wszystko... Za ich obecność, gdy wydawało jej się, że nie potrzebuje nikogo. Za ich obecność, w najtrudniejszych dla niej momentach, gdy uparcie chciała być sama. Za ich powtarzanie, że wszystko będzie dobrze... za złote rady nie prowadzące do niczego... Za trzymanie ją za rękę, gdy usilnie się wyrywała... Za współczucie w ich oczach... Za przesiadywanie z nią na kanapie... Za zakupy robione przez Pawła... Za zmuszenia ją do zamknięcia się w sobie... Za każde słowo "rozumiem". Za bycie z nią... tak po prostu... Za niepoddanie się... Za bycie prawdziwym przyjacielem... Była na nich zła przede wszystkim dlatego, że nie dali jej się stoczyć... Że nie pozwolili jej się zamknąć w domu... Ale najbardziej była na nich zła i wiedziała, że nigdy im tego nie wybaczy, że nie pozwolili jej skoczyć... Że nie pozwolili jej ze sobą skoczyć... Za to była najbardziej zła... 

Była zła na Nikolaya, że tak brutalnie wszedł w jej życiu przynosząc wiosnę... Ona nie chciała wiosny... Nie teraz i nie nigdy... Chciała zimy, chciała jesieni, ale nigdy już wiosny... Była na niego zła za znalezienie sposobu dotarcie do niej... Zburzenia muru, którego latami budowała... Za wsiąkniecie w nią, choć powierzchniowe to jednak na tyle skuteczne, że pozwoliło jej uwierzyć... Była zła, bo nie pozwolił jej zmarnować sobie życia... Była zła za znalezienie sposoby wyciągnięcia jej z domu... A najbardziej była zła na niego za obudzenie tych cholernych motyli... Nawet jeśli trwało to tylko sekundę... 

Była zła na Boga, w którego nie wierzyła... Była zła na niego za ciężar, którym ją doświadczył... Za zabieranie jej ludzi, których kochała... Za zabranie jej szansy na zmianę... Była zła na Boga za niesprawiedliwe i nieprzemyślane decyzje. Jeśli kiedyś się spotkają wygarnie mu wszystko i wiedziała, że nie będzie to miła rozmowa... Była zła na Boga bo nie pozwolił jej ponownie uwierzyć, że jest... 

 Była zła na czas... bo płynął za szybko do momentu jego śmierci i zdecydowanie za wolno po niej... Była zła na czas bo nie miał wyczucia... Była zła na słabość, która zakiełkowała się w niej, czyniąc ja słabą i niezdolną do bycia sobą... Przecież kiedyś by skoczyła zamiast wpatrywać się wiecznie w to samo okno... Była zła na wieczność, że istnieje tylko w tym drugiem świecie... Na strach przed zmianami i lękami przed zaśnięciem... Na sen, który przychodził po trzech kolorowych pastylkach... w snach wszystko było wyrazistsze i prawdziwsze... Na dotyk, którego uparcie nie mogła zmyć ze swojej skóry... Na powonienie, którego nie miała, a które uparcie podsuwało jej jego zapach... Na pamięć, która nigdy wcześniej nie działała tak wybiórczo, jak teraz... Na dzień, który następował po nocy i noc, która następowała po dniu...  

Wreszcie była zła na miłość, za możliwość jej poznania... doznania... posmakowania i niemożności zapomnienia... Była zła za wszelkie wschody i zachody słońca w jego obecności... Za smak jego ust, przyjaźń i nienawiść... Za fakt, że to jej dane było poznać miłość życia i ból jej straty... 

Ale najbardziej zła był na świadomość,  że pokochała tak bardzo... Zła świadomości swojej straty... i bólu istnienia. Była zła i przerażona, że do ostatniego oddechu nie odzyska już bezpieczeństwa i niewinności... Że do ostatniego oddechu przed oczami będzie miała jego, kroczącego ku niej ze szklanką soku pomidorowego... Tyle zapamiętała z ich pierwszego spotkania, mając nadzieję, że nie spotka go już nigdy więcej... Była zła na świadomość, że do końca życia nie zapomni tego wysokiego postawnego blondyna, o najpiękniejszych błękitnych oczach i szaleńczym uśmiechu. Że nigdy nie przypomni sobie ostatnich słów wypowiedzianych do słuchawki... Że nigdy nie powie mu wprost "byłeś całym moim światem, Jakubie..." Najbardziej przerażała ją myśl, że nie umrze w jego ramionach... Ramionach człowieka, na którego czekała całe swoje życie i którego obecności nie doceniała ...

******
Bo po prostu była zła... 
Jest wciąż  zła...