piątek, 23 września 2016

Niedoszły ojcze moim dzieci...

Niedoszły ojcze moich dzieci!

Był sobie kiedyś mały chłopiec o najpiękniejszych niebieskich oczach, jakie widział świat, o delikatnych blond włoskach i starszej o całe siedem minut siostrze. Pewnego dnia mały chłopiec, usiadł na kolanach młodej dziewczyny, uśmiechnął się do niej i zapytał, dlaczego w jej oczach widać łzy. A ona wpatrzona wciąż w chłopięce oczęta, nie umiała zebrać myśli, więc przytuliła mocno jego drobne ciałko. Pierwszy raz w swoim życiu żałowała, że nie dane jej było być matką... 
Bo wiesz, ja nigdy nawet o tym nie pomyślałam. O bycia matką. Czyjąkolwiek. Całe życie byłam ciocią i to mi w zupełności wystarczało i wystarcza. Macierzyństwo napawało mnie lękiem i utratą niezależności. Prawdziwy ze mnie pedagog, nie?
Tym chłopcem jest twój imiennik, o twoich oczach i ciutkę jaśniejszych włosach. Jakub. Syn twojego brata. I choć, jak na bliźniaków przystało, byliście niczym dwie krople wody, Młody jest bardziej twój niż jego. Tak, jakby ktoś pozwolił ci jednak wrócić... I dopiero dzisiaj, właśnie dzisiaj uprzytomniłam sobie kilka rzeczy. To ty, najbardziej z nas wszystkich oczekiwałeś na ich narodziny, choć nigdy nie wziąłeś ich na ręce. To ty, jak nikt inny udzielałeś rad swojemu bratu. To ty, wiodłeś prym w tym jakże krótkim czasie wiedzy... Pamiętasz?
Ja pamiętam. Pamiętam wzrok Moniki, gdy z delikatnym brzuszkiem pojawiła się tamtego dnia w jednym z miejscowych szpitali. Pamiętam, jak próbowała nie rozpłakać się podczas przedłużającej się operacji... Pamiętam, moment, gdy wychodzący lekarz popatrzył najpierw na jej teściową, a dopiero później na całą naszą resztę. Pamiętam moment, gdy trzymała mnie za rękę, gdy wciąż niepewni jeszcze jednego życia, żegnaliśmy Ciebie... Chciałabym mieć jej siłę... Ona walczyła o trzy życia, ja nie potrafiłam walczyć nawet o siebie... 
Pamiętam telefon P. w środku nocy, gdy szlochając rozważał zniknięcie z życia powstającej rodziny. Kaleka, który nie miał im nic do zaoferowania. Kilka miesięcy później, obserwowałam, jak zaparcie uczy się życia na wózku, jak każdego dnia staje się najlepszym ojcem na świecie, choć nigdy nie biegał ze swoimi dziećmi, choć nigdy nie grał z J. w piłkę... Był ojcem. Wciąż nie moich...
Bo dzisiaj wiem, że tylko ty mógłbyś nim być. Bo dziś na przekór sobie, swoim lękom i oporom wiem, że tylko dla ciebie, byłabym gotowa odejść od swoich zasad. Rzucić swoje Indzie i rodzić ci dzieci. Tylko tobie i aż tobie. Ale ty, nigdy nie namawiałbyś mnie do porzucenia marzeń. Wiesz dlaczego? Bo byłeś taki, jak ja. Nieznoszący kompromisów i wiązania się papierkiem. Kupilibyśmy zapewne domek w górach, adoptowalibyśmy psa i byli. Na kocią łapę realizując siebie. Z czasem może pojawiłoby się dziecko, może dwoje i wiem, że bylibyśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie... 
Ale ich nie ma i nie będzie. Bo nie ma ciebie...
Niedoszły ojcze moich dzieci, choć tak wiele we mnie sprzeczności, choć dopiero dziś, patrząc na nich, uświadomiłam sobie, że to już trzy lata, choć to kolejna jesień bez ciebie, wiem, że tam gdzie teraz jesteś, mocno zaciskasz pięści i kręcisz z niedowierzaniem głową. Dlaczego? Bo przestałam przypominać siebie. I nie umiem znaleźć sposobu, by wrócić na właściwy tor. Ale rozpakowałam pomarańczową herbatę i zdarza mi się ją pijać. Już nie smakuje tak, dobrze, jak czterdzieści dwa miesiące temu, ale wciąż pozostaje jedyną owocową herbatą, jaką pijam. I znów słucham...I częściej jestem, niż bywam... 
Niedoszły ojcze moich dzieci, jeszcze jedno chciałabym ci powiedzieć. Tęsknie... Za tobą, ciepłym kocem i chłodnymi nocami na blokowym dachu. Tęsknie, za spacerami do rana i godzinami nic nie mówienia, bo ważniejsza była cisza. Tylko przy tobie potrafiłam się zamknąć. Sprawiałeś, że wszystko inne nie miało znaczenia. Dziś patrząc na bliźniaki, poczułam się, jak w domu. Prawie moim... 
Takim, jakiego nigdy z nikim nie stworzę. 
Bo nie chce.
Bo nie umiem.
Bo nie muszę. 
Bo jeszcze mam wybór. 
I choć nie wyobrażam sobie bez nich świata, bo choć cała gromadka moich przyszywanych dzieci, jest dla mnie, całym moim życiem, ja nie czuje potrzeby niczego więcej. 
Bo jedyny powód, dla którego chciałabym zmienić zdanie odszedł bez pytania o zgodę, bez mojego pozwolenia. 
Ale jedno mogę ci obiecać. Jeśli i ty obiecasz coś mnie. 
Będę zawsze przy nich, tuż obok i będę ich chronić, jak najlepiej potrafię. Słowo harcerza.
Tylko już mi się nie śnij... 
Już mnie do siebie nie wołaj... 

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam to co piszesz, a w szczególności uwielbiam twoją twórczość tutaj, bo jest bardzo szczera i wiele mi przypomina. Gdy tracimy kogoś ważnego nie ma możliwości by być taką osobą jaką byliśmy wcześniej. Tak jest przynajmniej w mojej opinii, nigdy już nic nie będzie takie samo. Nawet jeśli będziemy się bardzo starać, tak mi się wydaje...
    Bardzo Ci dziękuję za to, że mogę to czytać...
    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam to i mam wrażenie, że nie znam osoby, która to pisze... Czytam i czuje, że nie znam samej siebie. Dlaczego? Ano dlatego, że szczerzy jesteśmy tylko przed samym sobą, albo właśnie wtedy, gdy tylko pisanie pomaga. To powyżej powoduje, że na przemian się śmieje i płaczę.
    Więc to może czas, bym i ja posłuchała?
    Lena
    Wasza...

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłaś moim gościem podczas "znikamy",dlatego teraz jeśli masz jakiś pomysł proszę o pomoc w wyborze głównego bohatera na http://bladzimy.blogspot.com/
    liczę na Twoją pomoc :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na http://bladzimy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Po małym falstarcie-zapraszam na nowe rozpoczęcie historii. Zupełnie innej historii.
    http://bladzimy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na historię o miłości,o której należałoby zapomnieć. Jeśli chcesz wsiąść do tego emocjonalnego pociągu razem z April i Mattem - zapraszam na http://wybieram-nas.blogspot.com/p/istniejacy.html

    OdpowiedzUsuń